Turnieje rangi ATP Challenger są często odskocznią do wielkiego tenisowego świata dla młodych wilków. Również na Poznań Open gościliśmy zawodników, których jakiś czas później oglądaliśmy już raczej tylko na małym ekranie w relacjach z największych kortów świata.
Jednym z takich zawodników jest Belg David Goffin, który do Poznania nie przyjeżdżał jako zupełnie anonimowy tenisista. Fani białego sportu mogli kojarzyć Walończyka między innymi ze świetnego meczu przeciwko Rogerowi Federerowi w czwartej rundzie Roland Garros, w którym Goffin okazał się lepszy tylko w pierwszym secie, ale do końca mecz był bardzo emocjonujący.
W 2012 roku belgijski tenisista był klasyfikowany na 42. miejscu w rankingu ATP, jednak pod koniec 2013 roku spadł do drugiej setki. Następny sezon dla Belga był dużo lepszy m.in. dzięki wizycie na kortach Parku Tenisowego Olimpia, gdzie Goffin wygrał turniej bez straty seta. Później było już z górki i rok 2014 tenisista z Belgii zakończył na 22 lokacie. Najwyżej – trzy lata później – był siódmy, a od dłuższego czasu trzyma się miejsca w drugiej dziesiątce światowego notowania.
Innym ciekawym przypadkiem jest Pablo Carreno-Busta, którego historia w rankingu ATP wygląda, jakby swoją karierę budował przemyślanie – krok po kroku. Na turnieju w stolicy Wielkopolski pojawił się w 2015 roku, Hiszpan był wtedy rozstawiony z numerem pierwszym i sprostał wyzwaniu. Seta stracił jedynie w meczu drugiej rundy z Francuzem Mathiasem Bourgue. Później już bez większych tarapatów dążył do triumfu na Golęcinie. Od tamtego momentu dalej sukcesywnie piął się po szczeblach światowego rankingu. Obecnie Hiszpan jest usytuowany na 11 miejscu w rankingu ATP, a jego największe osiągnięcie to półfinał US Open – w zeszłym roku i przed czterema laty.
Poznań Open był także bardzo ważnym momentem w karierze dla najbardziej utytułowanych Polaków w XXI wieku. Jerzy Janowicz wygrał poznański challenger w 2012 roku i wtedy też jego kariera eksplodowała – jeszcze w tym samym sezonie dotarł do finału turnieju ATP Masters 1000 w hali Bercy w Paryżu, a trochę ponad pół roku później dotarł do półfinału wielkoszlemowego Wimbledonu.
Z kolei Hubert Hurkacz w Poznaniu zwyciężył w 2018 roku. Właśnie po tamtym sezonie Hubi na dobre zameldował się w pierwszej setce światowego rankingu. Na Golęcin wrócił jeszcze w 2019 roku, ale niestety odpadł w półfinale i nie zdołał obronić tytułu. Jednak dwa miesiące później Polak wygrał turniej rangi ATP 250 w amerykańskim Winston-Salem, pokonując m.in. Feliciano Lopeza, Denisa Shapovalowa czy w finale Francuza Benoit Paire’a.
W obecnym sezonie zwycięzca Poznań Open sprzed trzech lat radzi sobie naprawdę bardzo dobrze. Na inaugurację wygrał zawody w Delray Beach w Stanach Zjednoczonych, a w marcu okazał się najlepszy w turnieju ATP Masters 1000 w Miami. Równie wspaniałym osiągnięciem Hurkacza było powtórzenie sukcesu JJ-a i dotarcie do półfinału tegorocznego Wimbledonu. Tym razem Polak nie pojawi się w Poznaniu, za to będziemy mogli go dopingować przed telewizorami na igrzyskach olimpijskich w Tokio.
Mateusz Włodarczyk