Wojciech Fibak, najbardziej utytułowany polski tenisista, zwycięzca 15 turniejów ATP w singlu i 52 w deblu.
Po niezwykle emocjonującym meczu Mateusz Kowalczyk i Kamil Majchrzak przegrali w finale debla z gruzińsko-tajwańską parą Aleksandre Metreveli i Hsien-Yin Peng.
Niestety tak, ale szczęście było naprawdę blisko. Wydawało się, że już nam się uda, Polacy nie wygrali w singlu, ale wygrają w deblu. Zabrakło naprawdę niewiele. To był wspaniały mecz, niezwykłe widowisko, wielkie święto tenisa. Po raz kolejny okazało się, że ta nasza dyscyplina sportu jest tak widowiskowa, tak emocjonująca, pisze takie scenariusze, których najlepszy scenarzysta w Holywood by nie wymyślił. To był mecz pełen dramatu i zwrotów akcji. Już się wydawało, że nasi wyrównają w tym super tie-breaku, obronią i obejmą prowadzenie. Ta piłka meczowa to jedna z najpiękniejszych, jakie widziałem. Wymiana trwała nadzwyczaj długo, było chyba ze dwadzieścia różnych odbić i to naprawdę takich majstersztyków. Niestety jednak nie udało się, przeciwnicy tym razem byli lepsi. Zawsze uśmiechnięty Tajwańczyk, który być może był najlepszym tenisistą na korcie w tym finale i bardzo taki emocjonalny Metreveli, który mocno przeżywał wszystkie swoje uderzenia. Zresztą tak samo jak jego rodzice. Ojciec tenisisty w pewnym momencie ze zdenerwowania opuścił trybuny, a mama klaskała, nawet gdy Polacy zdobywali punkt. Także to był piękny finał, publiczność zadowolona i tenisiści też.
Dzisiaj odbyły się też dwa mecze półfinałowe. W pierwszym Clement Geens pokonał swojego rodaka, Kimmera Coppejansa, w drugim natomiast Radu Albot wyeliminował Ołeksandra Nedowiesowa.
Albot był faworytem spotkania, mimo że grał z Kazachem, który w turnieju był rozstawiony z numerem 3. No i braterski pojedynek dwóch Belgów, z którego zwycięsko wyszedł ten mniej doświadczony. Także w finale spotkają się Albot i Geens. Co ciekawe, obaj tenisiści grają podobnie, bo to nie jest jakiś atletyczny tenis. Obydwaj świetnie biegają, znakomicie się poruszają po korcie i grają regularnie. Z tą różnicą, że Albot ma jednak więcej finezji, doświadczenia, gra też więcej skrótów. Także on jest faworytem, ma większy techniczny arsenał i ma też coś w sobie z showmena, co dodatkowo pomaga mu w trakcie gry.
Na koniec przypomnijmy, że Belg Clement Geens do turnieju dostał się z kwalifikacji i doszedł aż do finału, pokonując po drodze turniejową „dwójkę”, czyli Tobiasa Kamke, a w ćwierćfinale rozstawionego z numerem 6 Hiszpana Jordi Samper-Montanę. To duża niespodzianka.
Tak, to wielki sukces, aby z eliminacji awansować tak daleko, a do tego jeszcze w półfinale pokonać swojego kolegę. W tych turniejach to się naprawdę rzadko zdarza, że ktoś z eliminacji gra w finale. Czasami wygrywa dwie, może trzy rundy, ale żeby dojść tak daleko? To mi w tym momencie przypomina choćby historię Jerzego Janowicza, który w 2012 roku we francuskim turnieju BNP Paribas Masters z eliminacji dotarł aż do finału. Tam niestety przegrał z Hiszpanem Davidem Ferrerem.