Tommy Robredo pierwszy raz zawitał do stolicy Wielkopolski. Niegdyś piąty tenisista świata aktualnie walczy o powrót na tenisowe salony. W tym sezonie nie wygrał dwóch meczów z rzędu, ale w Poznaniu nastąpił przełom. Hiszpan odniósł trzy zwycięstwa i zagra w ćwierćfinale z Gianlucą Magerem.
Jesteś w zawodowym tourze już ponad 20 lat. Skąd czerpiesz inspirację, by dalej grać, rywalizować przez tak długi czas?
Tenis mi się podoba. Kocham to, co robię. Chcę spróbować grać na takim poziomie, jak kiedyś. Chcę wrócić do grania w najważniejszych turniejach na świecie. Chęć bycia pośród najlepszych tenisistów inspiruje i motywuje mnie najbardziej.
Ostatnie lata były dla ciebie trudne. Nie omijały cię kontuzje. Miałeś operacje nogi i prawego łokcia. Jak to jest wracać kolejny raz po urazie?
To jest trudne. Dużo mnie to kosztuje. Chciałbym być w jak najlepszej formie, bliżej góry rankingu niż dołu. Jednak ten sezon nie jest dobry w moim wykonaniu, choć nie poddaje się. Trzeba dalej walczyć, grać w mniejszych turniejach i stopniowo odbudowywać formę. Najważniejsze jest dla mnie to, że odczuwam radość będąc na korcie. Skupiam się na tym, by wygrywać możliwie, jak najwięcej meczów.
Jak opisałbyś moment, kiedy po przerwie spowodowanej kontuzją, stajesz ponownie na korcie i przystępujesz do rywalizacji?
Czuję szczęście, radość, że w końcu mogę grać. Potrzeba czasu, żeby wejść na pewien poziom, odzyskać rytm meczowy, rytm grania. Krok po kroku się to osiąga, choć z wiekiem nie przychodzi to łatwiej. Kiedy byłem młodszy, moje ciało łatwiej się regenerowało. Teraz jest to trudniejsze z dnia na dzień, ale cieszę się, że mogę grać i skupiam się na każdym następnym meczu.
A boisz się, że ta sama kontuzja może ci się ponownie przytrafić?
Nie boję się. Jeśli to się przytrafi, to po prostu pech. To nie jest tak, że jak wyjdę na kort, to zaraz muszę złapać kontuzję. Dlatego robię wszystko, żeby moje ciało było chronione, uważam na siebie. Jak złapię uraz, to muszę go wyleczyć.
Jesteś jednym z najbardziej znanych tenisistów. Nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Byłeś niegdyś piątym tenisistą na świecie. Teraz zajmujesz miejsce w granicach trzeciej setki.
Ostatecznie taki jest sport. Raz walczysz o pewne cele, potem może się tak zdarzyć, że walczysz o inne. Dlatego też, jeśli w tym momencie kariery chcę walczyć o wyższe miejsce, muszę grać w mniejszych turniejach. Nie ma innego wyjścia, inaczej nie ma szans, żeby się wybić czy wrócić do grania większych imprez.
Jeśli chodzi o wielkie imprezy, to nie sposób nie wspomnieć o „Wielkiej Trójce”. Wiele razy rywalizowałeś z Rogerem Federerem, Novakiem Djokovicem i Rafaelem Nadalem. Jednak tylko z tym ostatnim z nich nigdy nie wygrałeś. To najtrudniejszy przeciwnik z jakim przyszło ci rywalizować?
Oni wszyscy są niezwykle trudnymi rywalami. Być może to, że nigdy z Rafą nie wygrałem świadczy o tym, że jest najtrudniejszy do pokonania. Ale jeśli jeszcze kiedyś będę miał szansę zagrać z nim mecz, to zrobię wszystko, żeby zapisać zwycięstwo na swoje konto.
Hiszpanie znani są z tego, że korty ziemne to ich ulubiona nawierzchnia. Jednak twoja kariera rozpoczęła się na kortach twardych. Dopiero w wieku 14 lat pierwszy raz zagrałeś na mączce.
Tak, to prawda. Więcej meczów rozgrywam teraz na kortach ziemnych, ale mi nie robi zbytniej różnicy nawierzchnia. Wszyscy zawodnicy w tourze przez cały sezon muszą grać na wszystkich nawierzchniach. Ten, kto się odpowiednio adaptuje do warunków, jest w stanie grać na każdej z nich.
Prowadzisz też swoją fundację, która promuje sport dla osób z niepełnosprawnościami. W 2018 roku otrzymałeś nagrodę im. Arthura Asha za działalność filantropijną.
Nie spodziewałem się tego, ale jestem zadowolony, że stowarzyszenie tenisistów doceniło moją działalność. Dla mnie i dla ludzi, którzy ze mną współpracują to wielkie wyróżnienie. Jednak to, co cieszy nas najbardziej, to to, że możemy pomagać. To w tym wszystkim jest najważniejsze. Finalnie nie chodzi o to, żeby dostać nagrodę, ale żeby ktoś otrzymał pomoc.
Rozmawiała Dominika Opala