Taro Daniel awansował do półfinału poznańskiego challengera. Po zaciętej walce pokonał Facundo Bagnisa 6:4, 7:5. W walce o niedzielny finał rywalem będzie Andrea Arnaboldi albo Quentin Halys.
Pierwszy ćwierćfinał zapowiadał się niezwykle ciekawie. Turniejowa „jedynka” kontra ekspert od ceglanej mączki. Jak przyznał przed meczem Daniel, to pojedynek z kategorii tych ze szczebla ATP World Tour. Poziom spotkania to zdecydowanie odzwierciedlał, a kibice nie mogli narzekać na brak emocji.
To był trzeci pojedynek tych tenisistów i trzeci raz lepszy okazał się Japończyk. To on pewniej rozpoczął mecz. Uzyskał przełamanie i wydawało się, że przejął kontrolę nad sytuacją na korcie. Bagnis jednak nie przejął się, atakował i starał się zmuszać przeciwnika do błędów. Wymiany były niezwykle zacięte i obfitowały zarówno w uderzenia z końca kortu, jak i grę kombinacyjną przy siatce. Argentyńczyk odrobił stratę, jednak w następnym gemie zepsuł proste piłki i znowu pozwolił rywalowi na odskoczenie z wynikiem. Drugi raz tenisista urodzony w Nowym Jorku nie zmarnował tej szansy i zapisał seta na swoje konto.
Warunki atmosferyczne nie pomagały zawodnikom, gdyż temperatura powodowała większe zmęczenie. Stąd też w drugiej partii tenisiści starali się szybciej kończyć wymiany, więc obraz gry przedstawiał się bardziej ofensywnie. Krosowe uderzenia z obu stron zachwycały kibiców, żaden gracz nie chciał odpuścić. Ponownie na prowadzenie pierwszy wyszedł Taro. Uzyskał przewagę 4:2 i wydawało się, że teraz już pewnie będzie zmierzał po awans do półfinału. – To są korty ziemne, więc przełamanie nie znaczy za dużo. To, że masz seta i breaka w drugim nie oznacza, że jesteś blisko zwycięstwa, to cały czas daleka droga – tłumaczył 25-latek.
Mieszkaniec Buenos Aires zerwał się do walki, jeszcze raz odrobił straty i widać było pewne zdenerwowanie u turniejowej „jedynki”, że nie może zakończyć meczu. – On serwował bardzo mocno, więc cieszyłem się, kiedy mogłem oddać piłkę na drugą stronę. Najważniejsze, że wykorzystałem szanse, które miałem, a za dużo ich nie było – cieszył się mieszkaniec Tokio, który nie chciał jednak grać trzeciego seta w upale, zagrał bardzo regularnie i czekał na błędy przeciwnika. To przyniosło efekty i Japończyk ostatecznie schodził z kortu jako zwycięzca.
– Kluczem do zwycięstwa było to, że przez większość pojedynku utrzymywałem podanie. Bardzo dobrze też spisywał się mój backhand po krosie. To sprawiało rywalowi wiele problemów – podsumował 82. zawodnik świata. W walce o finał spotka się z Andreą Arnaboldim albo z Quentinem Halysem.
Dominika Opala