W tegorocznym turnieju Poznań Open w rywalizacji deblowej oglądamy zwycięzcę Australian Open z 2015 roku – Simone Bolellego, który występuje na kortach Parku Tenisowego Olimpii z Gianluką Magerem. Włoski tenisista opowiedział nam o osiągnięciach w wielkich szlemach, dlaczego bardziej skupiał się przez lata na karierze singlisty oraz o powodach, dla których wybrał w tym roku przyjazd do stolicy Wielkopolski.
Po swoje największe sukcesy sięgałeś jako deblista, można wymienić tutaj zwycięstwo w Australian Open, czy też półfinały innych turniejów wielkoszlemowych. Jak to się stało, że jako singlista zdecydowałeś się rywalizować w grze podwójnej?
Debel zawsze sprawiał mi przyjemność. Występowałem najpierw z moimi kolegami z włoskiej reprezentacji w Pucharze Davisa, a później – w 2011 roku – zacząłem grać w duecie z Fabio Fogninim. Dość nieoczekiwanie udało nam się dotrzeć do półfinałów na US Open i wtedy to się zaczęło na poważnie. Po kilku latach zwyciężyliśmy w Australii i mieliśmy trochę innych sukcesów. Gra w debla poprawia twoje umiejętności na korcie – serwis, return, wolej. To dobra szansa, żeby cały czas się rozwijać. Nie zapominajmy także o pieniądzach, jest ich sporo także w turniejach deblowych.
Z perspektywy czasu uznajesz tę decyzję za trafioną? Z jednej strony mamy wygrany wielki szlem, którego nikt ci nie zabierze. Czy jednak dochodziło do takich sytuacji, w których występy w deblu miały negatywny wpływ na twoją karierę singlisty?
Nie, dla mnie priorytetem od zawsze jest gra pojedyncza. Może teraz przyszedł taki moment, że zaangażowałem się znacznie bardziej w debla, a jako singlista wystąpię w najbliższym czasie w dwóch czy trzech turniejach i zobaczymy, co przyniesie przyszłość.
W sierpniu 2015 roku byłeś ósmą deblową rakietą świata, nawet wtedy nie miałeś myśli, żeby poświęcić się bardziej grze podwójnej?
To był nieprawdopodobny rok, graliśmy z Fabio niesamowicie. Wygraliśmy w Australii, osiągaliśmy trzy inne finały z cyklu Masters, złapaliśmy sporo punktów do rankingu. Dla mojej kariery ważniejsze były jednak wyniki indywidualne. Jestem singlistą grającym w debla, nie na odwrót (śmiech).
Ostatnie lata pokazują, że singlistom ciężko z powodzeniem wejść w rywalizację deblową, czuliście to z Fabio na początku waszej wspólnej przygody?
Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi także poza kortem, co stanowiło dla nas spore ułatwienie w początkowej fazie naszych występów w deblu. Możemy grać razem kiedykolwiek i zawsze jest tak samo, rozumiemy się bez problemów, nawet po dłuższym czasie.
Jak się poznaliście ze swoim deblowym partnerem?
To było dawno temu. Fabio jest ode mnie dwa lata młodszy, spotkaliśmy się za czasów juniorskich, prawdopodobnie na korcie (śmiech). Razem dużo podróżowaliśmy, trenowaliśmy, tak to się zaczęło.
Biorąc pod uwagę ranking ATP, najwyżej w singlu byłeś nieco ponad dziesięć lat temu. Fabio z kolei wspiął się na swoje wyżyny w ostatnim czasie. To najlepszy dowód na to, że kariery tenisowej nie da się zaplanować? Czym można to wytłumaczyć?
Fabio ma teraz świetny moment, może z powodzeniem grać na każdej nawierzchni, jest mocny fizycznie, łatwo mu się zaadaptować do warunków na korcie. Ja byłem najwyżej w rankingu w 2009 roku, ale później musiałem przejść dwie operacje. Pierwsza z nich miała miejsce w 2013 roku, zakończyła się ona powodzeniem, wyleczyłem nadgarstek bezboleśnie. Gorzej było z kolanem, z którym dojście do pełnej sprawności zajęło znacznie więcej czasu. Każdy jest inny, ale musisz akceptować to, co daje ci los.
Rok temu miałeś okazję zmierzyć się z Fabio na Wimbledonie. To musiało być nietypowe doświadczenie.
Na pewno, graliśmy ze sobą pierwszy raz po jakichś dziesięciu latach, to był naprawdę dla mnie dziwny mecz (śmiech). Miałem swoją szansę w pierwszym secie, przełamałem go, ale później już potoczyło się to zdecydowanie na korzyść Fabio. Na korcie czułem się niecodziennie, ale po spotkaniu wszystko było po staremu. Zakwalifikowałem się do drabinki głównej jako „lucky loser”, więc ta druga runda i tak była dla mnie dobrym wynikiem.
To nie jest twoja pierwsza wizyta w Poznaniu, dlaczego w tym roku przyjechałeś właśnie tu, a nie chociażby do uważanego za nieco większy turniej Prościejowa?
Dawno temu byłem już tutaj, to chyba zdecydowało o moim wyborze. Miałem dobre wspomnienia z Poznania, to ładne miejsce, a w Prościejowie nigdy nie grałem. Czułem się bardziej pewnie z myślą o starcie na tych kortach, to była prosta decyzja.
Rozmawiał Adrian Gałuszka