Daniel Michalski wygrał swój pierwszy mecz w Parku Tenisowym Olimpia. Bez większych problemów pokonał Anirudha Chandrasekara. 22-latek nie ma zamiaru na tym się zatrzymać. Pod koniec marca wystąpił w finale challengera w Zadarze i taki wynik w Poznaniu byłby dla niego wyśmienitym rezultatem.
Wynik może wskazywać, że mecz był lekki, łatwy i przyjemny. Mimo to musiałeś się sporo nabiegać po korcie, aby wygrać to spotkanie. Wiele wymian było bardzo długich.
– Czułem, że miałem mecz pod kontrolą. Okazało się dwie minuty przed meczem, że zawodnik z Indii będzie moim przeciwnikiem. Czułem dużą przewagę w bieganiu, odbijaniu i tak naprawdę na każdym polu. Sporo było wymian, ale nie czułem zagrożenia.
Taka zmiana przeciwnika tuż przed meczem burzy jakoś koncentrację?
– Zawsze jest przygotowana jakaś strategia na danego przeciwnika. Kiedy okazuje się przed samym meczem, że jest to inna osoba, to trochę burzy. Tym bardziej, że w tym przypadku był to deblista, który singla tyka tylko, gdy załapie się jako alternatywa. On grał bez presji i trzeba było przypilnować początek meczu.
Trzeci raz jesteś na Poznań Open, ale to dopiero twoje pierwsze zwycięstwo. Zła passa przełamana i teraz możesz chyba z optymizmem patrzeć w przyszłość?
– Skupiam się na każdym kolejnym meczu. Dobrze byłoby wygrać kilka meczów w Poznaniu, ale to tylko zwycięstwo w eliminacjach. W poprzednich latach dostałem dziką kartę od dyrektora turnieju – pana Krzysztofa Jordana. Wtedy nie udało się wygrać turnieju, ale przeciwnicy byli trochę innej klasy niż ten dzisiejszy.
Wspomniałeś o dzikich kartach do turnieju głównego w poprzednich latach. Liczyłeś, że w tym roku będzie podobnie?
– Zdaje sobie sprawę w jaki sposób rozdawane były dzikie karty. Nie mam o to pretensji, że tym razem nie dostałem. Organizator ma prawo dać je każdemu. Mam taki ranking, że jestem już blisko gry w takich turniejach, a w eliminacjach jestem rozstawiany.
Z jakim celem przyjechałeś do Poznania? Od początku roku duży skok w rankingu ATP spowodowany m.in. finałem challengera w Zadarze.
– Można powiedzieć, że po wygraną. Skoro najlepszym moim wynikiem jest finał, więc trzeba zrobić krok dalej. Zresztą na każdy turniej jadę z zamiarem wygrania. Nie zawsze się to udaje, ale taki jest sport.
Rozmawiał Maciej Brzeziński