Kolejna niespodzianka w turnieju Poznań Open 2019. Rozstawiony z „szóstką” Hiszpan Pedro Martinez musiał uznać wyższość Włocha Andrei Vavassorego.
Do stanu 3:3 w pierwszym secie żaden zawodnik nie był w stanie przełamać rywala. Dopiero w siódmym gemie doszło do tego na korzyść Włocha. Jego przeciwnik, choć nie można było mu odmówić woli walki, nie był w stanie odpowiedzieć odbiciami na podobnym poziomie. Dlatego przegrał 4:6. Drugi set rozpoczął się znakomicie dla Vavassorego – już na początku dwukrotnie przełamał Martineza i prowadził 4:1. W tym momencie Hiszpan zaczął pokazywać swoją frustrację, co jak się okazało, przyniosło mu dużo korzyści. Jego gra zaczęła się poprawiać na tyle, że doprowadził do wyniku 4:5! Włoch rzucił się do walki i nie dopuścił do trzeciego seta, wygrywając 6:4.
– Bardzo cieszy mnie to wygrana, szczególnie, że Martinez to bardzo dobry zawodnik. Musiałem mocno przygotować się do tego spotkania, co zaprocentowało w tym meczu. Dzięki turniejowi w Vicenzie nabrałem dużo pewności siebie i to dzisiaj mi pomogło – powiedział po zwycięstwie Vavassori.
Drugie spotkanie dostarczyło sporo emocji. Andrea Arnaboldi mierzył się ze Stefanem Ofnerem. Stawką tego spotkania była kolejna runda, w której czekał już Quentin Halys. Co ciekawe, Włoch w zeszłym roku mierzył się właśnie z Francuzem na etapie ćwierćfinału i wtedy poległ. Przez większość czasu starcie przebiegało pod dyktando Ofnera, który pewnie wygrał pierwszego seta 6:3. W drugim do roboty wziął się przybysz z Półwyspu Apenińskiego i zwyciężył po tie-breaku. W nim doszło do kuriozalnej sytuacji. Ofner prowadził 6:4, by ostatecznie polec 6:8. – Nie wiem, co się wydarzyło w tie-breaku w drugim secie. Może straciłem koncentrację, nie do końca byłem na korcie, nie wiem. To było głupie z mojej strony, bo prowadziłem 6:4 i miałem dwie piłki meczowe, które trzeba było skończyć – tłumaczył później Austriak.
W ostatniej partii do głosu znów doszedł podrażniony faworyt. Ofner imponował pewnością, która zaprowadziła go do końcowego tryumfu 6:3, 6:7 (6-8), 6:2. Arnaboldi zaprezentował się podobnie, jak w pierwszym secie i musiał uznać wyższość przeciwnika, który dzisiaj miał ciężki dzień w Parku Tenisowym Olimpia. Chwilę po wygranej, przystąpił do rywalizacji deblowej w parze z Denisem Novakiem. Tam nie powiodło mu się już tak dobrze i odpadł.
Trzeci mecz i drugi trzysetowy pojedynek. Naprzeciwko siebie stanęli Alessandro Giannessi i Sumit Nagal. Starcie było od początku mocno wyrównane, choć po pięciu gemach kibice byli świadkami pierwszego przełamania na korzyść Hindusa. Gdyby nie jego częste błędy, nie doszłoby do odrobienia strat przez Włocha (5:5), a w konsekwencji wygrania seta 7:5. W kolejnej partii doszło do upadku Giannessego przy stanie 2:2. To spowodowało jego słabszą grę. Zdołał ugrać jeszcze tylko jednego gema i musiał uznać wyższość Nagala (3:6). W trzecim secie noga zawodnika z Półwyspu Apienińskiego dała o sobie znać i poprosił o przerwę medyczną. Jednak to nie przeszkodziło mu w drodze do wygranej w spotkaniu i zawitaniu w kolejnej rundzie turnieju. Po spotkaniu podkreślał, że był to niezwykle trudny mecz i odczuwa jeszcze trudy poprzedniego turnieju. Uspokoił też swoich fanów – z nogą nic złego się nie stało.
Natalia Pawlikowska