Kim Tiilikainen, były trener m.in. Jerzego Janowicza, Chun-hsin Tsenga czy Jurgena Zoppa, obecnie pracuje z Henrim Laaksonenem. W trakcie Poznań Open 2022 udzielił nam wywiadu, w którym podzielił się tajnikami pracy trenerskiej, spostrzeżeniami na temat zawodników, a także zdradził, czy po całym dniu na korcie ogląda jeszcze tenis.
DOMINIKA OPALA: W czasie turnieju masz niezwykle pracowite dni.
KIM TIILIKAINEN: – Każdy dzień jest bardzo pracowity.
Ile godzin dziennie spędzasz na korcie?
– W normalne dni między osiem a dziesięć godzin.
Z jakim zawodnikami z ATP Tour obecnie pracujesz?
– W tym tygodniu rozpocząłem współpracę z Henrim Laaksonenem. Współpracuję też z Patrikiem Niklasem-Salminenem, Filipem Peliwo, Dawidem Taczałą, Błażejem Sopolińskim i innymi – lista jest długa. Trenuję z wieloma zawodnikami, najmłodszy ma 15 lat, a najstarsi – nawet 30. W kilku przypadkach jestem trenerem na pełen etat, a w innych tenisiści przyjeżdżają do mnie na konsultacje tutaj do Poznania. To zależy, niektórzy przyjeżdżają do Parku Tenisowego Olimpia na tydzień, raz w miesiącu, z innymi trenuję na co dzień. Także mam różne ustalenia z każdym zawodnikiem, w zależności od tego, czego potrzebuje.
Każdy tenisista jest inny, więc zapewne metody trenowania są inne. Dopasowujesz je do swoich zawodników?
– Tak, są inne. Oczywiście, są rzeczy, które trzeba ćwiczyć na każdym treningu, bez względu na to, z kim trenujesz. To są elementy bazowe, które każdy musi zrobić. Jednocześnie przygotowuję też trening specjalistyczny dla każdego zawodnika, są różne style gry, różne charaktery i trzeba to zastosować oraz zaadaptować się do sytuacji.
Jesteś trenerem profesjonalistów, ale też młodszych tenisistów, którzy być może w przyszłości pójdą profesjonalną drogą w tenisie. Z kim preferujesz pracować?
– Aktualnie nie jestem w stanie jednoznacznie stwierdzić. Moje serce jest z profesjonalnym tenisem, ale to przez to, że większość czasu temu poświęciłem w życiu. Natomiast obecnie zajmuję się juniorami, których uznaję jako jednych z najlepszych w Polsce, więc to też w pewien sposób zawodowe granie. Z młodymi zawodnikami jest wiele technicznych elementów do dopracowywania, ale oni w zasadzie już trenują jak zawodowcy, więc nie ma aż takiej różnicy.
Prowadzisz kilku tenisistów z touru i jest prawdopodobne, że gdy grają w tym samym turnieju, to mogą na siebie trafić w drabince. Jak się odnajdujesz w tej sytuacji?
– To normalne w tenisie. Takie rzeczy się zdarzają. Traktuję taki mecz, jak każdy inny. Oczywiście wtedy oglądam spotkanie, ale nie ustalam taktyki, nie daję wskazówek żadnemu z moich graczy, nie dopinguję żadnego. Są wtedy zdani sami na siebie.
W przeszłości byłeś trenerem Jerzego Janowicza. Tutaj przegrał w pierwszej rundzie, co tylko pokazuje, że powroty po kontuzji nie są łatwe.
– Jurek przyjechał tutaj kilka dni wcześniej, by z nami trenować. Oglądałem jego mecz, byłem ciekawy, jak obecnie gra i oczywiście kibicowałem mu. Znamy się bardzo dobrze od wielu lat. Nie jest łatwo wrócić do wygrywania, szczególnie na mączce, gdzie musisz pracować na punkty o wiele dłużej. Na szybszej nawierzchni może zdobyć wiele łatwiejszych punktów dzięki serwisowi. Jest typem zawodnika, który kreuje grę i ma ku temu narzędzia. Gdy tylko podąża za swoją grą, jest w stanie pokonać każdego. Jerzy nie grał wielu spotkań, a treningi to co innego. Trzeba mieć rutynę meczową. On potrzebuje po prostu większej liczby pojedynków, by poczuć się komfortowo.
Kiedyś współpracowałeś także z Chun-hsin Tsengiem. To bardzo utalentowany, młody zawodnik, w przeszłości lider juniorskiego rankingu i zwycięzca juniorskich szlemów. Co możesz o nim powiedzieć?
– Jest najbardziej pracowitym zawodnikiem, jakiego kiedykolwiek widziałem w życiu. Nie mówię tylko o moich podopiecznych, ale ogólnie. On jest rodzajem tenisisty, który daje z siebie sto procent na każdym treningu. Dwie godziny treningu z nim mijają niesamowicie szybko. Ma bardzo dużo energii i jest gotowy pracować od pierwszej do ostatniej minuty. Robi wszystko, co mu powiesz. To marzenie każdego trenera, ale jednocześnie ja lubię, kiedy zawodnik ma swoje spostrzeżenia, opinie. W tym przypadku są dwie różne drogi.
Z Laaksonenem możesz wymienić opinie na treningach?
– Henri jest doświadczonym tenisistą. Wie, co u niego działa, a co niekoniecznie mu pomaga. Dopiero zaczęliśmy współpracę, więc cały czas jesteśmy na etapie poznawania swoich zwyczajów, docierania się. Na razie to głównie ja się uczę i zadaję pytania.
Jak oceniasz jego szanse w tym roku w Poznaniu? Pierwszy mecz był dość trudny.
– Henri jest numerem dwa w tym turnieju, jest faworytem praktycznie w każdym challenegerze, w którym bierze udział. Jednak jest wielu świetnych tenisistów w drabince, pojedynki są wymagające. Ale bez wątpienia jest jednym z faworytów.
Jakim typem trenera jesteś? Denerwujesz się podczas meczów, czy podchodzisz do nich ze spokojem? Jakie są twoje najlepsze cechy w pracy?
– Zdecydowanie jestem spokojny. Generalnie skupiam się przede wszystkim na grze, nie do końca na wyniku. Oczywiście, kiedy jest jakiś kluczowy moment, wtedy serce szybciej zabije, ale ogólnie patrzę z szerszej perspektywy i zachowuję spokój. Co do cech, myślę, że potrafię dużo zobaczyć u zawodników, jestem dobrym obserwatorem, podchodzę też do nich z cierpliwością i zaangażowaniem.
W przeszłości byłeś profesjonalnym tenisistą, teraz pomagasz innym na tej drodze. Tenis to twoja prawdziwa pasja.
– Tak, ale to nie fanatyzm. Nie wracam do domu i nie oglądam tenisa. Zamiast tego wolę film. Potrzebuję od tego odpocząć. Z natury jestem pracowity i dlatego mogę spędzać na korcie tyle czasu w ciągu dnia. Lubię tenis, z wiekiem polubiłem go jeszcze bardziej, ale czasami też muszę od tego odpocząć.
Rozmawiała Dominika Opala