Od marca i turnieju w Indian Wells jest trenerem Huberta Hurkacza. Craig Boynton ma w swoim CV trenowanie takich tuzów amerykańskiego tenisa, jak Jim Courier, John Isner czy Steve Johnson, a teraz szlifuje warsztat polskiego zawodnika. Co stało za taką decyzją? O tym i o wielu innych kwestiach rozmawialiśmy z 55-letnim szkoleniowcem w Parku Tenisowym Olimpia.
Jest pan już kilka dni w Poznaniu. Zdążył się już pan zakochać w Polsce?
(Śmiech) Oczywiście! Ludzie tutaj są fantastyczni, a miasto czarujące. Bardzo mi się podoba zwłaszcza tutejszy klub tenisowy, który świetnie spisuje się w roli organizatora turnieju.
Nie bez powodu spytałem o Polskę. Do tej pory raczej specjalizował się pan w trenowaniu amerykańskich tenisistów, a teraz wziął pod swoje skrzydła jeden z największych talentów w Europie, Huberta Hurkacza.
Jest wiele rzeczy, na które zwracam uwagę jako trener, gdy rozpoczynam nowy projekt. Kiedy z Hubertem zdecydowaliśmy się na współpracę, było dla mnie bardzo ważne, żeby wyjść poza własną strefę komfortu, którą zbudowałem sobie w Stanach. Dla mnie to była szansa, żeby się rozwinąć jako szkoleniowiec, choć nie patrzyłem tylko na siebie. Chcę wspierać ogromny potencjał, który posiada „Hubi”, dlatego wziąłem jego karierę we własne ręce. Mam teraz przywilej, że mogę stawiać wyzwania nie tylko jemu, ale też samemu sobie.
A nie jest czasem tak, że po prostu szukał pan świeżej krwi w swoim sztabie?
Nie. Bardziej kieruje się jakością, jaką oferuje dany zawodnik. A wracając do tego, o czym rozmawialiśmy wcześniej – nie miało dla mnie znaczenia, że Hubert jest Polakiem, bo obywatelstwo nie występuje na korcie. Ważniejsze jest to, jaką osobą jest zawodnik.
Przyznał pan, że jest podekscytowany możliwością szkolenia Hurkacza. Hubert mówi to samo o współpracy z panem. Jak to się stało, że tak szybko znaleźliście wspólny język?
Czasami jest tak, że spotykają się dwie osoby, które kompletnie się nie znają i nic o sobie nie wiedzą. A potem momentalnie odnajdują nić porozumienia. Miałem to szczęście, że tak było ze mną i Hubertem. Z dnia na dzień poznawaliśmy się coraz bardziej i dziś mogę powiedzieć, że nasza współpraca układa się modelowo.
Hubert przypomina panu innego zawodnika, którego miał pan okazję trenować?
Raczej nie, ale może dlatego, że jestem zwolennikiem indywidualnego podejścia do zawodników. Każdy tenisista ma inne umiejętności, a moim zadaniem jest z nich wydobyć jak najwięcej. Nie mam wyrobionej jednej, uniwersalnej metody szkoleniowej dla każdego. Oni są jak odciski palca – każdy jest zupełnie inny, choć znajdują się na tej samej ręce.
Dobrze rozumiem, że pana podejście do Hurkacza jest inne, niż np. do Steve’a Johnsona, którego też pan trenuje?
Tak, moje podejście do nich jest zupełnie inne. „Stevie” za chwile kończy trzydziestkę, jest w porównaniu do Huberta bardziej weteranem, rozumie więcej rzeczy. „Hubi” z kolei na obecnym poziomie znajduje się, nie wiem… może od lutego tego roku? W każdym razie jest młody i potrzebuje więcej wskazówek. Do tego dochodzą indywidualne cechy. Na przykład Johnson ma zupełnie inny styl, u niego trzeba bardziej pracować nad organizacją gry. Hubert lubi, kiedy przekazuję mu dużo informacji, „Stevie” z kolei woli konkrety, skondensowaną dawkę wiedzy. Przede wszystkim wychodzę z założenia, że obaj są nie tylko innymi zawodnikami, ale też kompletnie innymi ludźmi. Ja to szanuję i staram się przygotowywać dla nich treningi uwzględniając ich indywidualne cechy osobowości.
Spotkał pan kiedyś zawodnika, który czynił takie postępu jak Hubert Hurkacz, będąc w jego wieku?
Nie wiem, czy Hubert nie jest czasem najmłodszym zawodnikiem, jakiego kiedykolwiek szkoliłem. Kiedy zaczynałem współpracę z Johnsonem i Johnem Isnerem obaj byli po czteroletnim college’u, więc chyba nawet oni byli trochę starsi od „Hubiego”. A z Samem Querreyem zacząłem treningi, gdy jego kariera była już zaawansowana. Zatem jest to pierwszy przypadek, w którym przejmuję tak zaawansowanego zawodnika, jak Hurkacz, w tak młodym wieku.
To prawda, że najbardziej u Huberta ceni pan sobie to, że on doskonale pracuje nad swoją karierą? Stawia sobie zadania i realizuje swój plan.
Jeśli dostrzegasz obszar do poprawy, albo poziom, na który chcesz wejść, musisz być świadomy kroków, jakie za chwilę postawisz. Twoja każda decyzja musi być podejmowana z myślą o własnej karierze tenisisty. Dlatego każdy sportowiec, który za cel postawił sobie np. wejście do pierwszej dziesiątki czy piątki światowego rankingu, albo wygranie jakiegoś turnieju, musi sobie zdawać sprawę, że jego kariera to jest zaledwie małe okienko w całym jego życiu. Musisz zatem wszystko podporządkować temu celowi, który ci przyświeca, bo inaczej go nie osiągniesz. Nie wiem, jak to wygląda w przypadku zawodników, których nie trenowałem, ale o Hubercie mogę powiedzieć, że jest zdeterminowany do tego, żeby ze swojej kariery wycisnąć absolutnego maksa.
Skoro tak, to zapewne Hubert ma swoje plany. Proszę więc dokończyć moje zdanie: za rok Hubert Hurkacz będzie…
…będzie o wiele lepszym tenisistą niż w przedwczorajszym starciu (z Danielem Altmaierem – przyp. red.).
A co jest największą bronią „Hubiego” na korcie?
Mentalnie jest bardzo silny, a na dodatek ciągle udoskonala serwis. Ale ma więcej broni, mógłbym wymieniać: backhand, uderzenia rakietą od spodu… Tu raczej trzeba zwrócić uwagę na to, że najmocniejszą stroną Hurkacza jest to, że nie ma wielu słabości. A to jest bardzo istotne, bo pozwala nie tylko ulepszyć poszczególne elementy gry, ale właśnie całą grę w jej każdym aspekcie. I to jest też nasz cel – patrzymy na to co się dzieje na korcie w sposób globalny, nie elementarny.
Nie ma wielu słabości, ale może jest jakaś jedna, konkretna płaszczyzna do poprawy?
Każda płaszczyzna jest do poprawy. Ale nie pomyśl sobie, że Hubert jest złym zawodnikiem i nad wszystkim musi teraz pracować. Posłużę się przykładem Novaka Djokovicia, który nie byłby teraz numerem jeden na świecie, gdyby w porę się nie obudził i nie zaczął ulepszać swojej gry w pewnych obszarach. Rozwijanie się i poprawianie niektórych elementów nie sprowadza się do tego, że zajmiesz trochę wyższe miejsce w rankingu ATP, tylko do tego, czy wydobyłeś z siebie to, co najlepsze. Więc jeśli chcesz to osiągnąć, nie patrz na miejsca w klasyfikacjach, tylko zwracaj uwagę na swoje zalety i pokaż je na korcie.
Porozmawiajmy o przyszłości. Co będziecie robić z Hubertem po Poznań Open 2019? Pojedziecie na Wimbledon zrewanżować się za Rolanda Garrosa?
Zmierzasz do tego, czy zaczniemy trenować na trawie? Na pewno pojawimy się na turnieju w Stuttgarcie, gdzie Hubert zagra w deblu. Później pojedziemy do Halle, możliwe że do Eastbourne, a stamtąd prosto na Wimbledon. Czy chcemy się komuś rewanżować? Nie, ja patrzę na to zdecydowanie inaczej. Będziemy mieli pole do popisu, żeby zmienić taktykę, żeby gra „Hubiego” była bardziej „przejrzysta”. Mam nadzieję, że tym razem trafimy na Novaka w czwartej rundzie, albo w ćwierćfinale, a nie na inaugurację (śmiech). To jest jednak wkalkulowane, bo kiedy nie jesteś zawodnikiem rozstawionym, to na dzień dobry możesz zmierzyć się tak naprawdę z każdym.
Gdyby Hubert Hurkacz nie wylosował Djokovicia w pierwszej rundzie French Open, bylibyście teraz w Poznaniu?
(Śmiech) Ty pewnie chciałbyś, żebyśmy teraz byli w Paryżu, ale ja nie będę o tym rozmawiał, bo to się nie wydarzyło. Nie będę rozmyślał „co by było gdyby to, albo jeszcze tamto…”. Rzeczywistość jest taka, że we Francji Hubert odpadł w pierwszej rundzie i trafił do takiego sektora drabinki, który był bardziej sektorem Djokovicia, niż sektorem Hurkacza.
Rozmawiał Tomasz Pietrzyk