„Brawo Hubert!” – te słowa można było często usłyszeć na trybunach kortu centralnego, kiedy na placu gry pojawiał się Hubert Hurkacz Wypowiadali je kibice, wypowiadał je Wojciech Fibak, który wspierał swojego rodaka w każdym spotkaniu. Teraz możemy się wszyscy pod nimi podpisać, bo Polak zagra w wielkim finale Poznań Open.
Ostatni raz nasz reprezentant w decydującej batalii poznańskiego challengera grał w 2012 roku. Był to Jerzy Janowicz, który wygrał też całą imprezę. Teraz w decydującym pojedynku zobaczymy Hurkacza, który stanie przed szansą powtórzenia wyczynu „Jerzyka”, a także przed wygraniem pierwszego w karierze turnieju rangi ATP. W sobotnim półfinale Polak pokonał Alessandro Giannessiego 6:4, 3:6, 6:3 i w niedzielę o godzinie 14.30 „skrzyżuje” rakiety z turniejową „jedynką” Taro Danielem.
Giannessi w Poznaniu spisywał się bardzo dobrze. W drodze do półfinału pokonał Portugalczyka Pedro Sousę, Victora Estrellę Burgosa z Dominikany oraz Węgra Attilę Balazsa. Hurkacz również pewnym krokiem zmierzał do czołowej czwórki. Najwięcej problemów sprawił mu rodak Giannessiego – Matteo Donati, którego pokonał w drugiej rundzie w trzech setach. Drugie spotkanie z jednym z reprezentantów Italii pokazało, że włoski styl sprawia problemy Hurkaczowi. Choć początek meczu pokazał, że Polak ma wszystkie argumenty, aby rozstrzygnąć je na swoją korzyść. Wrocławianin rozprowadzał większość akcji niemalże książkowo. Przełamał raz rywala i to wystarczyło do wypełnienia połowy planu, czyli wygrania seta w iście tropikalnych warunkach.
Drugi set od pierwszych piłek nie potoczył się po myśli faworyta gospodarzy. Włoch prowadził bowiem szybko 3:0. Skuteczność i konsekwencja na chwilę poszły w zapomnienie. Jedno słabość w polu serwisowym zadecydowała o tym, że doszło do trzeciego seta. Co prawda, Hurkacz mógł wrócić do gry, ale zabrakło mu zimnej krwi. W dziewiątym gemie, przy serwisie Włocha prowadził 40:0, ale zaprzepaścił swoją szansę. Nie wykorzystał czterech okazji, a ambitny kibic AC Milan nie dał już sobie wydrzeć tej partii. – Zagrałem trochę zbyt pasywnie, a przeciwnik bardzo dobrze serwował. Zdominował mnie w tej części – opowiadał po meczu 21-latek z Wrocławia.
Giannessi w ostatniej partii kontynuował swoją dobrą grę. Na szczęście do lepszej dyspozycji wrócił także Hurkacz. W szóstym gemie udało mu się przełamać rywala i to zadecydowało o końcowym triumfie oraz o awansie do wielkiego finału. – Przeciwnik grał bardzo dobrze i chyba to był najtrudniejszy mecz całego turnieju. Pomógł mi bardzo doping kibiców i bardzo im dziękuję – skomentował blisko dwugodzinną batalię Hurkacz. – Muszę teraz wypocząć i dać z siebie wszystko w finale. Daniel ma trochę więcej czasu na odpoczynek, ale spokojnie – dam radę i jutro będę w stu procentach gotowy do gry – zakończył szczęśliwy finalista tegorocznego turnieju.
Maciej Brzeziński